niedziela, 28 września 2014

1. Noc, która zmieniła wszystko

Poniedziałek, 03.06.12.
- Kochanie wstawaj. – usłyszałam szept mamy, która zaczęła mnie budzić – Spóźnisz się do szkoły.
- Tak, tak, już wstaję. – mruknęłam i zakryłam się cała kołdrą.
- Na dole czeka śniadanie. Zrobiłam twoje ulubione naleśniki z owocami. – próbowała dalej.
- Naleśniki? – szybko podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Tak, ale jeśli nie chcesz jeść zimnych to wstawaj. – powiedziała mama i zaśmiała się z mojej reakcji.
- Chyba mnie przekonałaś! – wstałam z łóżka, pościeliłam je i po drodze do łazienki pocałowałam mamę w policzek, mówiąc: – Dzięki, mamo! Jesteś wielka.
Gdy już schodziłam na dół do kuchni dostałam sms-a od Connie (mojej najlepszej koleżanki), w którym pisała, że za dziesięć minut będzie u mnie. Ucieszyłam się i odpisałam, że czekam. Weszłam do kuchni i usiadłam przy stole, gdzie również siedział mój tata.
- Cześć tato! – powiedziałam entuzjastycznie. Mężczyzna na te słowa położył obok gazetę, którą czytał i uśmiechnął się.
- Witaj myszko.
- Joe, ściągnij proszę tą gazetę ze stołu. – poprosiła mama niosąca talerz pełen naleśników.
- Już się robi. – powiedział i rzucił mi gazetę, abym położyła ją na stole w salonie.
- No dzięki. – udałam oburzoną. – Ojcze, czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, jakie ciężary nakładasz na swoje jedyne najukochańsze dziecko? – powiedziałam poważnym tonem, ledwo powstrzymując się od śmiechu. Tata od razu załapał o co mi chodzi. Często bawiliśmy się w taki sposób. Zawsze mówił mi wtedy, że kiedyś będę światowej sławy aktorką, co mi się bardzo podobało. Zawsze o tym marzyłam.
- Jak śmiesz odzywać się w taki sposób do swojego jedynego najmężniejszego ojca. Ty niewdzięcznico! Zginiesz w lochach! – powiedział grubym niskim głosem i zaśmiał się złowieszczo.
- No, dosyć. – zaśmiała się mama. – Co sobie o nas sąsiedzi pomyślą?
- Że jesteśmy stuknięci. – zaśmiałam się zacierając ręce.
- Zdrowo stuknięci, kochaniutka. – zawtórował mi tata i podszedł do mamy siedzącej przy stole. – Ale ty nas takich kochasz.
- I tu mnie masz. – zachichotała.
Wzięłam gazetę i przeglądając ją ruszyłam do salonu. Na pierwszej stronie było coś o gwiazdach. Chciałam dokładniej przejrzeć, ale zawołano mnie do stołu. Po zjedzeniu wielkiej porcji naleśników spakowałam potrzebne rzeczy do szkoły i pożegnałam się z rodzicami wychodząc z domu. Za drzwiami spotkałam Connie, która właśnie miała pukać.
- Hej! – przywitałam się z przyjaciółką.
- Hopie! – krzyknęła dziewczyna i przytuliła mnie.
- Stęskniłaś się za mną przez ten weekend? – zapytałam.
- I to jak. Chodźmy już. – powiedziała i pociągnęła mnie w stronę szkoły. – Mam ci tyle do opowiedzenia. Nie wiem od czego zacząć. – paplała jak najęta.
- Może od początku. – zaśmiałam się.
- Masz rację. – przytaknęła i wzięła głęboki wdech. – No więc, pamiętasz może Jamesa z klasy A?
- Tak.
- No to umówiłam się z nim. – powiedziałam nadzwyczaj spokojnie z dziwnym uśmieszkiem.
- No, mów! – nie wytrzymałam.
- Od wczoraj jesteśmy parą. Dasz wiarę!!! – pisnęła, a ja wraz z nią. Zaczęłyśmy tańczyć jak jakieś wariatki na środku ulicy i skakałyśmy ze szczęścia.
- Strasznie się cieszę Connie. Mam nadzieję, że wam się ułoży. – pogratulowałam koleżance, gdy już się trochę uspokoiłam.
Resztę dnia w szkole przegadałyśmy o związku Con i Jamesa. Ona nigdy nie miała szczęścia do chłopaków. Zawsze trafiała na jakiś głąbów, którzy ją zdradzali. Mam nadzieję, że James jest inny, bo jak nie to pożałuje.
Wróciłam do domu i tanecznym krokiem weszłam do kuchni, gdzie mama jak zwykle przygotowywała coś pysznego.
- Cześć mamo, co tam pichcisz? – zapytałam cała w skowronkach.
- Coś dobrego dla mojej księżniczki. – powiedziała i pocałowała mnie w policzek. – Co się stało, że masz taki dobry humor? – zapytała przyglądając mi się uważnie.
- Connie ma chłopaka! – powiedziałam wesoło.
- Och, to super. A fajny jest?
- Nie wiem. Znam go z widzenia, ale Connie jest zachwycona.
- Cieszę się. Zawołaj proszę tatę na obiad, dobrze słońce?
- Już się robi. – powiedziałam i pobiegłam szukać taty.
- Tato, obiad! – krzyknęłam, widząc, że kosi trawę na podwórku.
- Idę! – odkrzyknął i wyłączył sprzęt.
Zjedliśmy posiłek rozmawiając zawzięcie o wakacjach, które planowaliśmy spędzić w Miami. To było moje marzenie od … zawsze! Rodzice długo zbierali pieniądze na ten wyjazd. Oni również chcieli się wyrwać z Little Rock (miejsce zamieszkania rodziny) do miasta nad morzem. Wakacje zaczynały się już za niecały miesiąc!
Po umyciu naczyń poszłam do siebie do pokoju i odrobiłam lekcje. Następnie pogadałam z Connie na skype. Zawsze mamy tyle do powiedzenia, a tematy do rozmów nigdy nam się nie kończą, dlatego potrafimy rozmawiać tak nawet 3 godziny. I właśnie dzisiaj się trochę zasiedziałyśmy, bo skończyłyśmy dopiero, gdy mama Con nas upomniała, żebyśmy kończyły. Miałam jeszcze sporo czasu dlatego postanowiłam wymyślić trochę układu tanecznego. Uwielbiam tańczyć! To jest druga najlepsza rzecz po aktorstwie. Gdy już wymyśliłam pewien układ, zaczęłam go ćwiczyć przed lustrem w pokoju, aby udoskonalić ruchy. Tak, to było zdecydowanie to co mogłabym robić w przyszłości. Niestety musiałam kończyć ze względu na późną porę i zmęczona, ale szczęśliwa poszłam do łazienki wziąć prysznic. Po 30 minutach leżałam już w swoim przytulnym łóżku, a po chwili zasnęłam.
W nocy
Obudziłam się i z przerażeniem stwierdziłam, że nie bez powodu. Cały mój pokój płonął. Szybko pobiegłam w stronę drzwi, chwytając po drodze komórkę. W pomieszczeniu było mnóstwo dymu, który strasznie piekł w oczy i powodował, że zaczynałam się dusić. Spojrzałam na moje drzwi, które również stały w płomieniach. Jednak to nie był jedyny problem. One były zamknięte, co oznaczało, że jestem uwięziona. Było mi coraz bardziej duszno i musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Przebiegłam boso po palącym się dywanie i otwarłam okno, łapczywie wciągając do płuc rześkie nocne powietrze. Gdy już odetchnęłam, z paniką stwierdziłam, że dach domu zaraz zwali mi się na głowę. Muszę stąd wyjść! Wróciłam do drzwi i chwytając za krzesło uderzyłam nim. Za pierwszym razem odkruszyła się niewielka ilość. Nie potrafiłam już opanować emocji. Płakałam jak najęta i waliłam z całej siły w drzwi. Po jakimś czasie udało mi się je otworzyć i szybko pobiegłam do pokoju rodziców. Po drodze rozejrzałam się po płonącym domu. Próbowałam otworzyć drzwi rodziców, ale mieli zamknięte od środka. Zaczęłam walić pięściami i krzyczeć, żeby się obudzili i uciekali, ale nie było żadnej reakcji. Wzięłam do ręki coś ciężkiego i uderzałam tym. Byłam załamana. Wszystko mnie bolało od poparzeń, a w dodatku brakowało mi tlenu. Nie miałam już siły. Zaczęłam zbiegać po płonących schodach, w których co chwila zapadały się kolejne stopnie. Nagle pod moją nogą także coś trzasnęło. Poczułam jak tracę grunt pod nogami. Rzuciłam się do przodu i sturlałam się na sam dół. Powoli wstałam i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Traciłam kontrolę nad swoim ciałem. Coraz mniej do mnie docierało. Przekręciłam żarzący się klucz i wyszłam na podwórko. Odeszłam od domu na odległość około 15 metrów i upadłam. Chwyciłam komórkę i zadzwoniłam pod numer alarmowy. Po dwóch sygnałach odebrała jakaś kobieta.
- Pali się mój dom. Rodzice są w środku. Ulica Warren 20. – powiedziałam wyczerpanym głosem i zaczęłam tracić przytomność. Usłyszałam jeszcze w słuchawce nawoływanie kobiety, a potem nastała ciemność…
***
Hej!
No to jest część pierwsza.Jak tak ją sobie czytałam, to doszło do mnie jak bardzo zmienił się mój styl pisania. Mam nadzieję, że na lepsze :)
Wiecie, to bardzo śmieszne uczucie odkrywać niektóre rzeczy na nowo. W sumie podoba mi się perspektywa "przerabiania" mojego opowiadania od początku, bo wiele już do tej pory zdążyłam zapomnieć, a teraz jest dobra okazja, by to odświeżyć. 
Pozdrawiam serdecznie i do napisania,
Ania :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz